Magazyn Dziennika opublikował artykuł o internetowych bibliotekach, w którym opisywana jest także szkolna biblioteka internetowa Wolne Lektury. W tekście Biblioteka Aleksandryjska 2.0 Małgorzata Minta opisuje największe projekty digitalizacyjne – Internet Archive, cyfrowa Biblioteka Kongresu – by potem zadać najważniejsze pytanie: „Czy tego rodzaju projekty mają w ogóle rację bytu?”
„To nie utopie” – mówi DZIENNIKOWI Jarosław Lipszyc, koordynator polskiego projektu digitalizacji lektur szkolnych WolneLektury.pl . „Projekty, takie jak Google Book Search czy Internet Archive, to inicjatywy, których skalę i znaczenie można porównywać z Biblioteką Aleksandryjską” – twierdzi. Lipszyc dodaje, że digitalizacja kultury, nie tylko książek, ale i muzyki czy filmów, to jedno z największych wyzwań XXI w. W Polsce działa już m.in. sieć bibliotek cyfrowych, Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona czy portal Wolne Lektury.
Ale czy ludzie w ogóle potrzebują wirtualnych bibliotek, archiwów i muzeów? Czy będą do nich zaglądać, nawet jeśli będą one oferować wszystkie tomy z amerykańskiej Biblioteki Kongresu? „Tak, bo istnieje w nas głód wiedzy” – odpowiada Lipszyc. „W czasach społeczeństwa informacyjnego wiedza jest nam dosłownie potrzebna do tego, by przeżyć. Media elektroniczne są dzisiaj nie tylko głównym kanałem pozyskiwania informacji, ale też komunikacji międzyludzkiej” – dodaje. Dowodem na to, że pragniemy wiedzy, jest popularność Wikipedii, która jest jednym z najchętniej i najczęściej odwiedzanych miejsc w internecie. Stronę Wolne Lektury odwiedza 100 tys. osób miesięcznie.
Jak się zresztą okazuje, digitalizacja i umieszczanie w sieci cyfrowych kopii książek czy filmów nie zawsze jest pomysłem instytucji czy zamożnych informatyków. Często ma to charakter oddolny. „Ludzie, którzy nie znajdują w cyfrowych bibliotekach potrzebnych im książek, często sami je digitalizują, a potem wymieniają się na forach linkami do cyfrowych plików. Tak kultura krąży w internecie” – zauważa Jarosław Lipszyc. „By zobaczyć, jak wielka jest skala dokonywanej pokątnie digitalizacji, wystarczy wejść na YouTube. Jeśli ktoś szuka kreskówek z Bolkiem i Lolkiem, to znajdzie je właśnie tam, a nie w żadnym cyfrowym archiwum” – dodaje.