Jakże zobojętniały mi wszystkie książki! Bo zwykłe książki są jak meteory. Każda z nich ma jedną chwilę, moment taki, kiedy z krzykiem wzlatuje jak feniks, płonąc wszystkimi stronicami. Dla tej jednej chwili, dla tego jednego momentu kochamy je potem, choć już wówczas są tylko popiołem. I z gorzką rezygnacją wędrujemy niekiedy późno przez te wystygłe stronice, przesuwając z drewnianym klekotem, jak różaniec, martwe ich formułki.
Prezentujemy kolejny zbiór opowiadań Brunona Schulza, w których rzeczywistość miesza się z fantastyką – tym razem jest to Sanatorium pod klepsydrą.
Za opracowanie redakcyjne dziękujemy Pawłowi Koziołowi i Anecie Rawskiej.